Jedną z wciąż niewyjaśnionych zagadek historycznych pozostaje eksplozja prochowni na terenie warszawskiej Cytadeli w październiku 1923 roku. Wybuch spowodował znaczne zniszczenia zarówno w obrębie twierdzy, jak i jej okolic.

13 października 1923 roku o godzinie 9:00 na terenie warszawskiej Cytadeli doszło do potężnej eksplozji prochowni, w której składowano nowoczesny, bezdymny proch artyleryjski produkcji włoskiej. Obiekt był częściowo zagłębiony w ziemi i otoczony wałem, co skierowało falę uderzeniową ku górze, ograniczając zasięg zniszczeń. Mimo to siła wybuchu była ogromna – powstał lej o głębokości kilkunastu metrów, a uszkodzeniom uległy sąsiednie budynki, m.in. X Pawilon, szwalnia, magazyny oraz brama prowadząca nad Wisłę.
Eksplozja była odczuwalna w całej Warszawie oraz w okolicznych miejscowościach, takich jak Otwock, Rembertów czy Mińsk Mazowiecki. Na Żoliborzu zawaliły się dachy kilkudziesięciu domów, a w centrum stolicy wypadły szyby, raniąc przechodniów i wywołując panikę. Według doniesień prasowych fale uderzeniowe dotarły nawet do Skierniewic. Początkowo przypuszczano, że doszło do wybuchu w fabryce „Wulkan”, jednak ogromna chmura dymu unosząca się nad Cytadelą pozwoliła szybko zlokalizować miejsce katastrofy.
Na miejsce zdarzenia natychmiast przybyło wojsko, żandarmeria oraz straż pożarna. Do pierwszych ofiar dotarto dopiero około godziny 11. W wyniku wybuchu zginęło 28 osób (w tym 2 żołnierzy), a 89 zostało rannych.

Zbiorowy pogrzeb 22 ofiar odbył się 16 października 1923 roku w Warszawie. Zostali oni pochowani na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach, w kwaterze 18.
Tragedia wywołała falę kondolencji z całej Polski i Europy, w tym z Watykanu od papieża Piusa XI. Rząd Wincentego Witosa wydał oficjalne oświadczenie potępiające działania zagrażające stabilności państwa w tak wczesnym etapie jego niepodległości.
Początkowo podejrzenia dotyczące zamachu skierowano wobec komunistów i ukraińskich nacjonalistów. Mimo aresztowania ponad 200 osób w Warszawie i kilkudziesięciu w innych regionach, śledztwo nie przyniosło przełomu. Wcześniej minister spraw wewnętrznych Władysław Kiernik informował w Sejmie o wykryciu komunistycznej organizacji dywersyjnej kierowanej z zagranicy, odpowiedzialnej za sabotaże infrastruktury wojskowej i kolejowej.
Na podstawie zeznań Józefa Cechowskiego, współpracującego z policją członka tej siatki, oskarżono dwóch oficerów: por. Walerego Bagińskiego z Centralnej Izby Zbrojmistrzów oraz ppor. Antoniego Wieczorkiewicza, pirotechnika. Przebywali oni w areszcie od sierpnia; jedynym dowodem ich winy było odśpiewanie pieśni „Czerwony Sztandar” podczas zamachu oraz deklaracje Bagińskiego o możliwości wysadzenia Cytadeli. Obaj należeli do Komunistycznej Partii Polski i byli zaangażowani w agitację wśród wojska.

Pomimo wątłych dowodów, sąd wojskowy uznał je za wystarczające i skazał obu oficerów na karę śmierci, oskarżając ich o działalność wywrotową i przygotowanie ataków bombowych w Warszawie i Krakowie w 1923 roku.
Wyrok śmierci wydany na Bagińskiego i Wieczorkiewicza wywołał falę krytyki, w wyniku której powołano specjalną komisję sejmową pod przewodnictwem posła PPS Adama Pragiera. Komisja uznała zeznania świadka Cechowskiego za niewiarygodne, a jego samego za policyjnego prowokatora. Ustalono, że dowody zostały spreparowane przez inspektora Piątkiewicza, który liczył na awans za rzekome rozbicie siatki komunistycznej.
W rezultacie interwencji komisji prezydent Stanisław Wojciechowski zamienił skazanym karę śmierci na dożywocie. W grudniu 1923 roku rząd Władysława Grabskiego porozumiał się z ZSRR w sprawie wymiany więźniów politycznych. Do wymiany miało dojść 29 marca 1925 na stacji Kołosowo, jednak obaj skazani zostali zastrzeleni przez członka eskorty, policjanta Józefa Muraszkę, znanego z radykalnych poglądów. Muraszko został skazany na 2 lata więzienia, a sąd uzasadnił wyrok „pobudkami patriotycznymi”. Po odbyciu kary kontynuował służbę w strukturach państwowych, a pod koniec lat 30. najprawdopodobniej został agentem Gestapo. Po 1939 roku został zlikwidowany przez podziemie.
Choć Bagiński i Wieczorkiewicz byli uznani za sowieckich agentów, w okresie PRL zostali zrehabilitowani jako ofiary represji, a ich nazwiskami nazwano ulice. W 1925 roku doszło do dwóch zamachów na Cechowskiego – pierwszy nieudany zakończył się egzekucją trzech uczestników: Hibnera, Kniewskiego i Rutkowskiego. W drugim zamachu Cechowski został zastrzelony przez Naftalego Botwina, który za ten czyn został skazany na śmierć i stracony we Lwowie.
Fot. tyt.: W. Rokosz, źródło: Polona.pl
Jeśli podoba się Wam to, co czytacie – wesprzyjcie wirtualną kawą.